LXXVI Monolog w stereo

/kadr pochodzi z filmu Dark Knight – reż. Christopher Nolan 2008/

 Mam na imię Mick i jestem alkoholikiem.

 Mam na imię Mick i jestem wściekły.

 Mam na imię Mick i jestem idiotą.

 Minęło z górką półtorej roku od złożenia wniosku o obniżenie alimentów. Za tydzień usłyszę wyrok, tydzień temu zamkniętej sprawy. Klamka zapadła, wszystko jest już ustalone. Żadne nowe fakty, żadne fakty niedopowiedziane, nic już nie wpłynie na podjętą przez sąd decyzję. Decyzję, której jeszcze nie usłyszałem.

 Na ostatnim posiedzeniu Sąd maglował moją byłą żonę i mnie, ale mam wrażenie, nie wiem czy słuszne, że tylko dla formalności. Że zdążył sobie wyrobić opinię na temat już wcześniej, i teraz tylko odhacza punkty niezbędne by ewentualna apelacja nie przeszła w sądzie wyższej instancji.

 – Sąd zamyka sprawę i ogłosi wyrok za dwa tygodnie o godzinie 14:30. Punkt czwarty wniosku został odrzucony. Dziękuję państwu.

 Jaki punkt czwarty do cholery? Nie pamiętam swojego wniosku. Nie mam do niego dostępu. Pisała go i składała mecenas, która „prowadziła mnie” jeszcze zanim trafiłem do Doliny Muminków. Robiła to tak skutecznie, że przez ponad połowę mojego pobytu na terapii nie mogłem się do niej dodzwonić. Długie dni i tygodnie bez żadnego znaku od niej. Terapeuci podpowiadali mi napisanie na nią skargi do Okręgowej Rady Adwokackiej. Położyła mi sprawę o złagodzenie kary za prowadzenie samochodu po spożyciu alkoholu, nie odzywając się w czasie rozprawy  ani razu oraz podobnie wystrzeliła w kosmos apelację od alimentów i komornika nałożonego przez Zazdrośnicę, nie pojawiając się na rozprawie, już w czasie kiedy ja byłem w ośrodku. Mistrzowska robota.

 – Co tam mogło być, co miał zawierać punkt czwarty? Skąd aż tyle tych punktów we wniosku o obniżenie alimentów? Obniżenie samo w sobie, to jeden. Obniżenie od dnia złożenia wniosku, to dwa. Nieobciążanie kosztem procesu, względnie obciążenie nim stronę przeciwną, to trzy. Skąd do cholery cztery?!? I przede wszystkim, dlaczego Paranoja po krótkiej pogawędce ze swoim adwokatem po rozprawie tak szyderczo się do mnie uśmiecha. Dobra mina do złej gry, czy może w tym nieszczęsnym punkcie czwartym była prośba o uwzględnienie obniżenia alimentów od dnia złożenia wniosku? Jeśli tak, to jestem w czarnej dupie już na pewno. Nie wyjdę z długów przez eony, jeśli w ogóle.

 – Przestań idioto! Przecież brałeś to pod uwagę, liczyłeś się z tym. Jesteś w tej dupie już od tak dawna, że zdążyłeś ułożyć sobie kilka scenariuszy wyjścia z niej. Żaden z nich nie jest fajny i żaden nie jest łatwy. Wszystkie do zrealizowania. Prawie wszystkie. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale nie będzie to niewykonalne.

 – Ale mogło być już tak, że jakiś kawałek drogi byłby już za mną, a teraz muszę zapieprzać od początku.

  – Od jakiego początku popaprańcu?! Czyś ty na głowę upadł? Nie widzisz jak długą, męczącą i krętą masz za sobą ścieżkę? Sam masz ochotę to wszystko wypieprzyć do kibla? Męczennika będziesz z siebie robił? Nie głupio ci?

 – Ale ona się cieszyła, śmiała mi się prosto w twarz, musiało być po jej myśli.

 – A co to znaczy, że po jej myśli? Z resztą, póki co, wszystko jest po jej myśli. Po wtóre, jeśli jest po jej myśli, to dzieciakom nie będzie na mózgownice wchodzić, że ją ich ojciec wykolejeniec ręką sędziowską znowu oszukał, okłamał i wykpił.

 – I tak będzie im wchodzić, póki się nade mną, albo nad nią wieko nie zamknie. Takie gadanie, jakby nie dość sobie na mnie nie poużywała i jeszcze nie poużywa.

 Od tygodnia łażę jak podminowany i nie umiem się uspokoić. Co robi alkoholik, kiedy cokolwiek nie idzie po jego myśli? Złorzeczy całemu światu, śmiertelnie się obraża i cierpi za miliony. A jakże! I co ja robię? Wściekam się. Wszystko mnie wkurwia, bo powiedzieć, że wkurza, to zbyt mało. Wiem, że to kompletnie bez sensu i że nic w ten sposób nie wskóram a szarpię się sam ze sobą jak jakiś kompletny wariat. W głowie burza taka, że krew się gotuje. Oczywiście znajduję dziesiątki obiektywnie winnych takiemu, a nie innemu obrotowi sytuacji i najchętniej bym ich wszystkich zlinczował. Tak, tego faceta, który nie przepuścił mnie swoim zdezelowanym gratem na pasach też. Gnojek!

 – Uspokój się! Przecież sam sobie robisz krzywdę. Nakręcasz się jak budzik po koksie a wystarczy, że poczekasz jeszcze drugie siedem dni i będziesz wiedział na czym stoisz. I nie ma znaczenia, na czym rzeczywiście staniesz, bo wachlarz możliwości znałeś od samego początku. Po co te nerwy?

 – Po nic. Spięty jestem strasznie i nie radzę sobie z tym. Wiem że to bez sensu, ale nie umiem tego przeskoczyć.

 – To usiądź i przeczekaj. Uspokój się.

 – W grobie kurwa będę spokojny!

 – Już?

 – Nie!

 – A teraz?

 I tak od świtu do zmierzchu i przez pół nocy. Wmawiam sobie, że mam sobie dać na wstrzymanie, ale moc tego całego stresu dosłownie wywala mnie z butów. Chyba dopiero teraz czuję, ile od tego wyroku zależy. Jak bardzo ciężko mi przez to wszystko brnąć, i boję się, że to wszystko co sobie wypracowałem do tej pory, to będzie o wiele za mało i jeszcze wiele orki w gównie przede mną. I co wtedy?

 – Będziesz orać. Zaciskać zęby i orać.

Dodaj komentarz