
Pisze wiersze oraz opowiadania fun-fiction, ostatnie jakie stworzyła jest do serialu Gambit królowej i jest świetne. Rysuje, pięknie, bazgroli coś od niechcenia niemal bez przerwy, gdy tylko z jej dłoni zniknie telefon komórkowy znajduje się tam od razu ołówek, długopis, mazak lub kredka. Rozmawiając ze mną o wszystkim i o niczym narysowała wzór, jaki parę osób chętnie wytatuowałaby sobie bez dłuższego zastanowienia.
Jest wiecznie uśmiechnięty i zawsze skory do dowcipkowania. Potrafi zażartować tak, że rechoczę jak opętany i równocześnie rozpływam się w podziwie nad błyskotliwością żartu. Jest strzelcem wyborowym w swojej drużynie Fortnite’a i śpiewa sobie pod nosem przepisy kulinarne stylizowane na chorały gregoriańskie. Skąd przyszło mu to połączenie do głowy, nie mam pojęcia, ale brzmi świetnie, nawet gdy bezpardonowo fałszuje i wplata to piosenkę o myszojeleniu zagrożonym wyginięciem.
Pokazała mi swoją playlistę w telefonie i z zawadiackim błyskiem w oku, na jednym wydechu wymieniała Ricka Astleya, The Clash, INXS, Eurythmics, A-ha i Cultue Club.
Nauczył mnie sztuczek jak trzymać i obsługiwać ten multum przycisków pada do playstation, dzięki czemu mam szansę z niedzielnego gracza stać się wprawnym gamerem i będę w końcu mógł grać w gry, jak ze śmiechem na całej twarzy mnie zrecenzował. W rewanżu wytłumaczyłem mu jak działa kostka Rubika i po jakichś dziesięciu minutach już umiał prawidłowo ułożyć pierwszą warstwę.
Niemal co do dnia, po dwóch latach, od kiedy ostatni raz mogłem spędzić z nimi cały dzień bez żadnych przeszkód starszaki przekroczyły próg mojego domu i spędziliśmy razem od rana do wieczora niemal cały tydzień ferii. Pełni szczęścia dodawał Szopen, który akurat ten tydzień przerwy edukacyjnej zarządzonej przez miłościwie nam panujących zostawał u mnie na noc. Czy mógłby się ten 2021 zacząć lepiej? Pewnie tak, bo przecież sky is the limit, ale kto by sobie tym zawracał głowę w takiej sytuacji? Ja na pewno nie.
Na tydzień stałem się tatą na półtora etatu. Pranie, gotowanie, sprzątanie, zabawianie i opieka nad trójką naprawdę żywotnych istot. Dość wyczerpująca rewelacja. Niestety Czesiek i Mała Mi nie zostawały u mnie na noc jak powinny, jeśli trzymać się wytycznych sądowych, ex nawet nie zapakowała ich w żaden sposób, o pidżamach nawet nie wspominając. Zaproponowałem, że pojedziemy je im kupić, ale wymijająco traktując temat odmówiły. Nie naciskałem. Na wszystko przyjedzie pora.
W ogóle nie mam pojęcia jak to się stało, że w poniedziałkowy ranek odjechałem spod ich domu z nimi w środku. Patrzyłem we wsteczne lusterko i widziałem ich siedzących za mną i nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Byłem tam wcześniej, w sobotę, uprzedzając ich matkę, że pojawię się zgodnie z sądowym rozkładem jazdy, by zabrać ich na pierwszy tydzień ferii. Na około godzinę przed przyjazdem otrzymałem od niej sms, że nie mam po co się pojawiać, bo dzieci nie chcą nigdzie ze mną jechać. Standard. Trochę z przyzwyczajenia, a trochę dlatego, że miałem już najmłodszego na pokładzie nie dałem się tym zdołować i zajęliśmy się sobą w najlepsze. W niedzielę późnym wieczorem, ni z gruszki, ni z pietruszki, przyszła od Paranoi kolejna wiadomość:
– Jeśli dalej masz chęć spędzić czas z dziećmi bądź jutro o 10 je odebrać. Będziesz?
Przeczytałem to kilka razy, bo nie docierało do mnie to co pokazywał mi telefon. Oczywiście, że miałem ochotę. Odpisałem jednym słowem. Będę.
Nauczony doświadczeniem nie robiłem żadnych większych zakupów, tylko tyle co dla małego i dla siebie, bo kilka razy, na samym początku tej hucpy jaką zafundowała nam mama starszaków sporo jedzenia się zmarnowało, więc pierwsze co należało uczynić, to zaopatrzyć lodówkę na dodatkowe osoby w domu. Pojechaliśmy do robaka i oprócz ich kulinarnych zachcianek Mała Mi poprosiła mnie o spory zestaw mazaków, a Czesiek o małe lego Gwiezdnych Wojen. Przypomniały mi się niemal wszystkie nasze wspólne wyjścia do sklepów, świąteczne, urodzinowe, wakacyjne. Zawsze kończyły się w podobny sposób. Młody lego, młoda lego, albo coś do rysowania. Minęły dwa lata i okazało się , że pewne rzeczy się nie zmieniły na jotę, jakby raptem minęły tylko dwa tygodnie. Oczywiście najmniejszy też wybrał sobie fant, padło na ciastolinę z wyciskarką. Po raz tysięczny ucieszyłem się w duchu, że nie dałem się namówić na wykładziny i twardo obstawałem przy panelach podłogowych.
Już w samochodzie, jak tylko zamknęły za sobą drzwi zaczęliśmy rozmawiać. Zapytałem jak święta i czy są zadowoleni z prezentów. Momentalnie weszło na książki i po chwili zreflektowałem się, że jak na dzieci, które ponoć nie chciały się widzieć ze swoim starym, bo się go bały, krępowały, wstydziły, czy co tam jeszcze usłyszałem na rozprawach sądowych, to jakoś gładko poszło to przełamywanie pierwszych lodów. W ogóle było jakieś? W ciągu dwóch pierwszych godzin córka pokazała mi online swój twórczy dorobek i jakoś nie pasuje mi taka otwartość dla kogoś zlęknionego, czy niezbyt przychylnego. Oczywiście drobny dystans był, szczególnie właśnie wyczuwalny u niej, choć głowy nie dam, czy to bardziej kwestia tego, że jest już przecież nastolatką, czy jednak dwa lata, to jednak dwa lata? Tak, czy siak, będę nad tym pracował ile tylko będę mógł.
– Ciekawe co się za tym chowa? – z rozanielenia przywrócił mnie do rzeczywistości Wujek. – Przecież ktokolwiek, ale nie ona. Nie z dobroci serca. No, w życiu nie uwierzę.
– Wiesz co, obojętnie. Jeśli coś jej w duszy drgnęło, w co też ciężko mi uwierzyć, to świetnie. Jeśli nie i stoi za tym jakiś jej cel, to niech i tak będzie. Nie dbam o to. Nie odwróci kota ogonem, bo dzieciakom nie dzieje się u mnie żadna krzywda. Nawet menu pod nich ustawiam i głodne nie chodzą. Zimno im nie jest, a nudzić, to się na pewno nie nudzą.
– Jasne. Ciekawy jestem po prostu. Dwa lata w zaparte, a tu nagle w niedziele wieczorem taki sms. Może liczyła na to, że nie ogarniesz poniedziałku rano, bo będziesz musiał być w pracy? Nie wie, że straciłeś robotę. Nawet ich nie spakowała, nie kazała im zabrać żadnego ciucha na zmianę. Nawet ładowarek do telefonów nie mają.
– Nie drąż, nie ma sensu. Jak będzie miało wyjść w praniu, to wyjdzie. Następne kilka terminów to tylko co drugie soboty od rana do wieczora. Mam nadzieję, że do świąt wielkanocnych ogarnę się finansowo na tyle by odłożyć tysiaka i kupię materiały na łóżko piętrowe dla nich.
– Łóżko piętrowe?
– Mała Mi ma już prawie czternaście lat. Czesiek jedenaście. Za starzy są żeby spać razem. Jeszcze z Szopenem daliby radę, chociaż wątpię, by Czesiek chciał. Coś tam bąknęli raz i drugi w tej kwestii. Jutro usiądę z nimi i wspólnie zrobimy projekt. Między wierszami wyciągnę od nich, czy jak będzie to wyro, to zaczną nocować.
Były sanki i lepienie bałwana, wieczór filmowy z popcornem, zamiast wycieczki do ekskluzywnej restauracji z frytkami zrobiliśmy sobie dzień amerykański i sami smażyliśmy hamburgery i zapijaliśmy je pepsi, robiąc przy okazji konkurs bekania, który wygrała jedyna przedstawicielka płci pięknej w towarzystwie. Z resztą nie tylko tu była pierwsza. Pierwsza zaczęła buszować w moich płytach, w filmotece i księgozbiorze. Zgarnęła wszystkie ekranizacje Marvela jakie miałem i tylko z grzeczności zapytała czy może je wziąć, bo de facto, miała je już spakowane w kuferek na kosmetyki. Te pudło z przegródkami wielkości małej budy dla psa, to jej zaległy prezent gwiazdkowy z zeszłego roku, zgromadzony pośród innych prezentów na dnie szafy, które wręczyłem im gdy dotarliśmy do domu. Młody zawył z zachwytu nad serią Star Wars Battlefront, która zdążyła się uzbierać pod ich nieobecność. Miłość do tej sagi wpajałem im jeszcze zanim zaczęli dobrze chodzić. Z resztą gdy przylatywałem do nich z Wysp Prosperity zawsze kombinowaliśmy żeby zaliczyć premiery kolejnych części, czy spin-offów. Teraz również nie stało się inaczej.
– Jak to nie widzieliście ostatniej części? Przecież to rok temu było w kinach. – zapytałem.
– No wieeeeem… – zmarudziła Mała Mi w odpowiedzi – ale jakoś tak, nie było z kim.
– No przecież macie kumpli i koleżanki w szkole i w domu. – ciągnąłem
– Ale oni jakoś nie łapią Gwiezdnych Wojen, ani Marvela, ani DC, no i… – przerwała i spojrzała wymownie na mnie.
– Daj mi trzy minuty i ustawiamy film. Babcia ma HBO-GO i daje mi dostęp, bo sama nie korzysta. Jedziemy z tą zaległą, wiekopomną, kosmiczną kropką nad i.
To był tydzień jak z bajki. Okazało się, że te koszmarne dwadzieścia cztery miesiące nie wpłynęły jakoś znacząco na naszą relację, bynajmniej. Odnoszę wrażenie, że jedyne złego co się wydarzyło, to stracony czas, który tylko w niewielkim stopniu przecież da się nadrobić, jeśli w ogóle. Nasze spotkanie wypadło wyśmienicie i było totalną przyjemnością i balsamem na wszystkie moje bolączki. Oczywiście nie obyło się bez kuksańców i wkładania kija w szprychy ze strony ich rodzicielki, ale mam to w miejscu gdzie plecy zaczynają nazywać się ordynarnie. Nawet nie będę tych dziecinad przytaczać, bo najzwyczajniej w świecie nie mam ochoty do nich wracać i marnować swój czas i dobre emocje. Opowiem o tym tam, gdzie już ktoś inny się zajmie babraniem w drobnych uszczypliwościach i gruboskórnym chamstwie, w sądzie.
Długo się zabierałem za ten wpis, bardzo długo, bo ponad dwa tygodnie. W międzyczasie spotkaliśmy się całą czwórką już dwa razy i wiele wskazuje na to, że nic nie stanie nam już skutecznie na przeszkodzie, by regularnie i coraz częściej móc spędzać razem czas. Trochę zajęło mi oswojenie się z myślą, że to będzie ostatni raz kiedy napiszę o swoich bolączkach i radościach, o trzeźwieniu i trwaniu w trzeźwości, o pilnowaniu i dbaniu o siebie.
Wiem, że jeszcze całkiem sporo przede mną i nie raz znajdę się na jakimś mniejszym czy większym zakręcie. Ba! Dzisiaj jestem w takim miejscu, że sam sobie nie zazdroszczę, chociaż to kompletnie inna historia, mimo, że wplata się w tę opowiadaną od samych korzeni. Może przy innej okazji, jeśli tak, to może poznacie, że to rewers tej samej monety? Tymczasem, koniec przynudzania, sami z resztą widzieliście, że ostatnimi czasy wpadałem jakby rzadziej. Czuliście jak ja, że ta forma autoterapii spełniła swoje zadanie i czas mi ruszyć dalej?
Dziękuję Wam wszystkim za słowa otuchy i wsparcia, za kibicowanie i zagrzewanie do boju, za kuksańce też, szczególnie te celnie punktujące moje niedociągnięcia i słabości, to była bardzo wkurwiająca, ale jednak cenna motywacja. Cieszę się też, ze wielu z czytających te opowiastki znalazło w sobie dzięki moim historiom siłę by pomóc komuś bliskiemu lub sobie. Trzymam za Was kciuki i życzę powodzenia co najmniej takiego, jakie mi się udało mieć. Pogody ducha Kochani!
Dziękuję Meksykance, Muszkieterowi, Lufce i Górze, że wysłuchali alarmu Lady Gagi, zdążyli zareagować na czas i nie zostawili mnie samego, póki nie upewnili się, że się nie przewrócę. Dziękuję Dolinie Muminków, Muminowi, Migotce, Buce, Włóczykijowi i Tatusiowi Muminka za naukę chodzenia po niepewnym gruncie. Margolci, Wujkowi i Prawemu za przyjaźń, zaufanie, telefony o absurdalnie nieprzyzwoitych porach i hektolitrach kawy w oparach błogosławionej nikotyny. Bierny Czytelniku, Tobie również dziękuję, raz jeszcze, przywróciłeś mi wiarę w ludzi, światełko w tunelu i sprawiedliwość karmiczną 😉
Lady Gadze, dziękuję za wszystko, bez Ciebie nie miałbym najmniejszych szans nawet zacząć. Jesteś Aniołem nie tylko z urody. Kocham Cię.